Osoba ta posiadała jednak powód, by nosić tak niefortunny strój, o tak niefortunnej porze. Wydarzenia sprzed kilkunastu godzin pozostawiły na niej swoje piętno, które dla własnego dobra wolała ukryć.
Kierowała się teraz do najbliższego i jednocześnie jedynego miejsca, w którym mogła otrzymać pomoc. Jej przyjaciel powinien znaleźć sposób na rozwiązanie tego nieprzyjemnego problemu. Nie brała pod uwagę innej opcji.
Gdy dotarła do poszukiwanego mieszkania, zapukała kilka razy. Już po chwili usłyszała kroki. Drzwi otworzyły się szeroko i ujrzała w nich znajomą twarz.
- Hoshi? Co tutaj robisz? - młody chłopak wydawał się być naprawdę zaskoczony wizytą swojej dawnej przyjaciółki.
- Cześć, cześć... - przywitała się krótko. Zgrabnie wyminęła go w drzwiach i wsunęła się do środka. Wtedy zsunęła kaptur i zdjęła płaszcz, zawieszając go następnie na wiszącym w korytarzu wieszaku. - Musisz mi pomóc. Szybko.
- Jak zwykle uprzejmie prosisz mnie o pomoc - westchnął, zamykając drzwi. Zaprosił ją gestem do kuchni. Oboje usiedli przy stole. Tak jak dawniej.
- No to mów, co się stało? - spytał, krzyżując ręce na piersi. Przygotowywał się w ten sposób na najgorsze. - Pamiętaj tylko, że skończyłem z tym.
- Wiem. Ale nie chodzi mi o to - mówiła, rozglądając się po pomieszczeniu. Jej przyjaciel ładnie się tutaj urządził. - Musisz zdjąć ze mnie klątwę.
Zagarnęła dłonią włosy do góry, odsłaniając kark i odwróciła się lekko do tyłu, by mężczyzna mógł go obejrzeć. Jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, gdy ujrzał tam coś, czego nie spodziewał się zobaczyć ponownie do końca życia.
Przełknął głośno ślinę i wyszeptał wreszcie cicho, jakby bał się usłyszeć własne słowa.
- Mamy bardzo mało czasu. Bardzo...
~Kilkanaście godzin wcześniej~
Dziewczyna opierała się o pień drzewa, uważnie obserwując zasypiających na polanie magów. Noc zastała ich w więcej niż połowie drogi do najbliższego miasta, dlatego nie mieli wyjścia. Musieli spędzić ją pod gołym niebem. Choć bardzo niewygodne, było to konieczne.
A ona tylko na to czekała...
Gdy czwórka magów smacznie już spała, a ognisko powoli dogasało, podeszła bliżej. Jak kot, ostrożnie, by nie stwarzać zbędnego hałasu, stąpała po mchu. Tak jak i wcześniej, tak i teraz nie byli w stanie wyczuć jej obecności. Zawsze zadziwiała ją ludzka nieostrożność. Nie rozumiała, jak można być tak lekkomyślnym i nie dbać o własne bezpieczeństwo. Nie mieściło jej się to w głowie, ale to może dlatego, że ona miała czas, by do tego przywyknąć? Choć z drugiej strony, było jej to na rękę.
Zbliżyła się tylko po to, by ocenić sytuację. Czwórka magów - dwie kobiety - w sumie jedna i jedna dziewczynka, dwaj mężczyźni... no i dwa koty, ale jego nie wliczała do swoich rachunków. Nie wyglądali na silnych, ale z magami nigdy nic nie wiadomo. W końcu sama też do nich należała i wiedziała, że pozory często są zwodnicze.
Nie mogła w tym momencie rozpocząć akcji. Nieprzemyślane działania to największy wróg jej profesji.
Wycofała się do swojego poprzedniego miejsca obserwacji. Przykucnęła pod pniem i wsłuchiwała się we własny, rytmiczny oddech. Teraz wystarczyło czekać i liczyć na trochę szczęścia. Jeśli okazja nie nadarzy się tej nocy, zawsze można spróbować kolejnej. Miała jeszcze dużo czasu, więc nie musiała się śpieszyć.
Godziny mijały. Rozgwieżdżone niebo przysłaniały jej gałęzie drzew i krzewów, pod którymi się skryła. Zaczynała być senna, ale nie była to odpowiednia pora na spanie. Musiała zachować czujność, by zacząć działać, gdy tylko nadarzy się ku temu sposobność.
Wreszcie to usłyszała. Dźwięk łamanych, suchych gałązek, szelest liści, szmery zahaczających się o ubranie badyli... Wszystko to odgłosy spacerowania przez las kogoś, kto nie miał powodu się ukrywać. Zbyt głośne i chaotyczne na dzikie zwierzęta, ale idealnie pasujące do ludzi.
Cicho podeszła bliżej do miejsca skąd pochodziły dźwięki. Zauważyła drobną sylwetkę przechodzącą powoli pomiędzy wysokimi drzewami. Ruszyła za nią.
Dziewczynka, którą śledziła, nie miała zamiaru odchodzić daleko. Zatrzymała się kilkanaście metrów od ich "obozu". Ukryta jednak za gęstymi krzewami, nie miała szansy zostać zobaczoną przez swoich przyjaciół. Zwłaszcza w ciemną noc.
Idealnie.
Dziewczynka nawet nie zauważyła, że ktoś za nią idzie. Hoshi zakradła się od tyłu, wysuwając z rękawa wcześniej przygotowany sztylet. W takich sytuacjach wolała skorzystać z tradycyjnych sposobów zamiast z magii. Gdy była wystarczająco blisko, już miała przyspieszyć i w mgnieniu oka złapać ją od tyłu, ale ta nagle odwróciła się.
Niedoszła zabójczyni stanęła gwałtownie. Jakim cudem ją zobaczyła? Dziewczynka wydawała się nie wiedzieć co się dzieje.
- Kim jesteś? - spytała zaspanym głosem.
Wtedy ją dopadła. Zwinnie, niczym drapieżnik na swoją ofiarę, rzuciła się na nią. Upadły razem na ziemię, ale to ona była na górze. Zakryła jej ręką usta, by nie zdążyła krzyknąć.
Szybko wbiła jej sztylet w miejsce, w którym powinno znajdować się serce. Nie trwało to długo, kiedy dziewczyna bezwładnie osunęła się na ziemię. Podtrzymywała ja, by nie narobiła przy tym hałasu i nie sprowadziła jej na głowę niepożądanych ludzi. Ofiara nie poruszała się już i miała nie poruszyć się już nigdy.
To był jej koniec.
Wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Hoshi poczuła, jak coś gorącego, jakby rozgrzane powietrze, przesuwa się po jej rękach, by następnie dotrzeć do pleców i wspiąć się coraz wyżej, aż na kark. Szyja zapiekła ją niemiłosiernie i miała ochotę krzyczeć z bólu, ale wiedziała, że to zbyt niebezpieczne, dlatego udało jej się powstrzymać. Złapała się rękoma za kark, ale nic to nie pomagało. Upadła na plecy tuż obok martwego ciała, starając się znieść jakoś palące uczucie, przez które zamazywał jej się obraz przed oczami. Miała tylko nadzieję, że nikt teraz nie zacznie szukać dziewczynki. Była w tym momencie bezbronna jak dziecko.
Po kilku minutach ból zaczął ustępować i gdy tylko była w stanie się podnieść, zrobiła to. Przez chwilę przyglądała się swojej ofierze. Co to było? Czy ta mała zdążyła użyć swojej magii przed śmiercią? Jak to możliwe? I co właściwie jej zrobiła? Te pytania cały czas chodziły jej po głowie.
Potem chwyciła jeszcze jej rękę i sprawdziła puls. Musiała być pewna i kiedy nic nie wyczuła, uznała zadanie za wykonane.
Zostawiła trupa pośród krzewów i odeszła kawałek, jeszcze uważając na to po czym szła. Potem jednak zaczęła biec, chcąc jak najszybciej oddalić się z miejsca morderstwa. Wiedziała, że w każdej chwili przyjaciele jej ofiary mogą zacząć jej szukać. Co więcej, mogą zobaczyć ją, a to byłoby niewskazane. Nikt z żywych, z pewnymi wyjątkami, nie powinien znać jej twarzy, gdy była tak blisko miejsca zabójstwa. Takie wpojono jej zasady i usiłowała się ich trzymać.
Nie myliła się, bo po kilkunastu minutach w lesie dało się słyszeć głośne nawoływania. Lecz była już wtedy dostatecznie daleko, by móc zwolnić tempo i spokojnie wtopić się w życie normalnych ludzi.
Piątka przyjaciół poszukiwała dziewczynki w pocie czoła już od dobrych dwudziestu minut. Nie mieli pojęcia gdzie mogła pójść bez nich, nie zbudziwszy wcześniej choćby Carli. Martwili się, że coś mogło jej się stać. Może ktoś ją porwał? Może zabłądziła i skręciła nogę, a teraz nie może się ruszyć?
- Wendy! Wendy! Wendy! - krzyczał chłopak, krążąc po lesie w tę i z powrotem. -Wendy!
- Wendy! - wołała przerażona kotka. Nie miała pojęcia kiedy dziewczyna zdołała się wymknąć niepostrzeżenie. - Wyjdź! Gdzie jesteś?
- Może poszła siusiu? - zapytał kocur ze łzami w oczach. Carla nie skomentowała tego. Była zajęta wypatrywaniem przyjaciółki w ciemności.
- Znajdziemy ją na pewno - Lucy próbowała pocieszyć wszystkich, ale tak naprawdę słowa te, nie pocieszały nawet jej samej.
Ale Lucy miała rację, bo niedługo potem znaleźli Wendy. Lecz gdyby wiedzieli w jakim stanie ją ujrzą, być może woleliby, by pozostała zaginioną. Ich droga Wendy była martwa, a oni nie mieli pojęcia co tutaj się stało ani kto mógł to zrobić. Przysięgli sobie jednak, że znajdą zabójcę i sami, gołymi rękami, wymierzą mu sprawiedliwość.
Kierowała się teraz do najbliższego i jednocześnie jedynego miejsca, w którym mogła otrzymać pomoc. Jej przyjaciel powinien znaleźć sposób na rozwiązanie tego nieprzyjemnego problemu. Nie brała pod uwagę innej opcji.
Gdy dotarła do poszukiwanego mieszkania, zapukała kilka razy. Już po chwili usłyszała kroki. Drzwi otworzyły się szeroko i ujrzała w nich znajomą twarz.
- Hoshi? Co tutaj robisz? - młody chłopak wydawał się być naprawdę zaskoczony wizytą swojej dawnej przyjaciółki.
- Cześć, cześć... - przywitała się krótko. Zgrabnie wyminęła go w drzwiach i wsunęła się do środka. Wtedy zsunęła kaptur i zdjęła płaszcz, zawieszając go następnie na wiszącym w korytarzu wieszaku. - Musisz mi pomóc. Szybko.
- Jak zwykle uprzejmie prosisz mnie o pomoc - westchnął, zamykając drzwi. Zaprosił ją gestem do kuchni. Oboje usiedli przy stole. Tak jak dawniej.
- No to mów, co się stało? - spytał, krzyżując ręce na piersi. Przygotowywał się w ten sposób na najgorsze. - Pamiętaj tylko, że skończyłem z tym.
- Wiem. Ale nie chodzi mi o to - mówiła, rozglądając się po pomieszczeniu. Jej przyjaciel ładnie się tutaj urządził. - Musisz zdjąć ze mnie klątwę.
Zagarnęła dłonią włosy do góry, odsłaniając kark i odwróciła się lekko do tyłu, by mężczyzna mógł go obejrzeć. Jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, gdy ujrzał tam coś, czego nie spodziewał się zobaczyć ponownie do końca życia.
Przełknął głośno ślinę i wyszeptał wreszcie cicho, jakby bał się usłyszeć własne słowa.
- Mamy bardzo mało czasu. Bardzo...
~Kilkanaście godzin wcześniej~
Dziewczyna opierała się o pień drzewa, uważnie obserwując zasypiających na polanie magów. Noc zastała ich w więcej niż połowie drogi do najbliższego miasta, dlatego nie mieli wyjścia. Musieli spędzić ją pod gołym niebem. Choć bardzo niewygodne, było to konieczne.
A ona tylko na to czekała...
Gdy czwórka magów smacznie już spała, a ognisko powoli dogasało, podeszła bliżej. Jak kot, ostrożnie, by nie stwarzać zbędnego hałasu, stąpała po mchu. Tak jak i wcześniej, tak i teraz nie byli w stanie wyczuć jej obecności. Zawsze zadziwiała ją ludzka nieostrożność. Nie rozumiała, jak można być tak lekkomyślnym i nie dbać o własne bezpieczeństwo. Nie mieściło jej się to w głowie, ale to może dlatego, że ona miała czas, by do tego przywyknąć? Choć z drugiej strony, było jej to na rękę.
Zbliżyła się tylko po to, by ocenić sytuację. Czwórka magów - dwie kobiety - w sumie jedna i jedna dziewczynka, dwaj mężczyźni... no i dwa koty, ale jego nie wliczała do swoich rachunków. Nie wyglądali na silnych, ale z magami nigdy nic nie wiadomo. W końcu sama też do nich należała i wiedziała, że pozory często są zwodnicze.
Nie mogła w tym momencie rozpocząć akcji. Nieprzemyślane działania to największy wróg jej profesji.
Wycofała się do swojego poprzedniego miejsca obserwacji. Przykucnęła pod pniem i wsłuchiwała się we własny, rytmiczny oddech. Teraz wystarczyło czekać i liczyć na trochę szczęścia. Jeśli okazja nie nadarzy się tej nocy, zawsze można spróbować kolejnej. Miała jeszcze dużo czasu, więc nie musiała się śpieszyć.
Godziny mijały. Rozgwieżdżone niebo przysłaniały jej gałęzie drzew i krzewów, pod którymi się skryła. Zaczynała być senna, ale nie była to odpowiednia pora na spanie. Musiała zachować czujność, by zacząć działać, gdy tylko nadarzy się ku temu sposobność.
Wreszcie to usłyszała. Dźwięk łamanych, suchych gałązek, szelest liści, szmery zahaczających się o ubranie badyli... Wszystko to odgłosy spacerowania przez las kogoś, kto nie miał powodu się ukrywać. Zbyt głośne i chaotyczne na dzikie zwierzęta, ale idealnie pasujące do ludzi.
Cicho podeszła bliżej do miejsca skąd pochodziły dźwięki. Zauważyła drobną sylwetkę przechodzącą powoli pomiędzy wysokimi drzewami. Ruszyła za nią.
Dziewczynka, którą śledziła, nie miała zamiaru odchodzić daleko. Zatrzymała się kilkanaście metrów od ich "obozu". Ukryta jednak za gęstymi krzewami, nie miała szansy zostać zobaczoną przez swoich przyjaciół. Zwłaszcza w ciemną noc.
Idealnie.
Dziewczynka nawet nie zauważyła, że ktoś za nią idzie. Hoshi zakradła się od tyłu, wysuwając z rękawa wcześniej przygotowany sztylet. W takich sytuacjach wolała skorzystać z tradycyjnych sposobów zamiast z magii. Gdy była wystarczająco blisko, już miała przyspieszyć i w mgnieniu oka złapać ją od tyłu, ale ta nagle odwróciła się.
Niedoszła zabójczyni stanęła gwałtownie. Jakim cudem ją zobaczyła? Dziewczynka wydawała się nie wiedzieć co się dzieje.
- Kim jesteś? - spytała zaspanym głosem.
Wtedy ją dopadła. Zwinnie, niczym drapieżnik na swoją ofiarę, rzuciła się na nią. Upadły razem na ziemię, ale to ona była na górze. Zakryła jej ręką usta, by nie zdążyła krzyknąć.
Szybko wbiła jej sztylet w miejsce, w którym powinno znajdować się serce. Nie trwało to długo, kiedy dziewczyna bezwładnie osunęła się na ziemię. Podtrzymywała ja, by nie narobiła przy tym hałasu i nie sprowadziła jej na głowę niepożądanych ludzi. Ofiara nie poruszała się już i miała nie poruszyć się już nigdy.
To był jej koniec.
Wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Hoshi poczuła, jak coś gorącego, jakby rozgrzane powietrze, przesuwa się po jej rękach, by następnie dotrzeć do pleców i wspiąć się coraz wyżej, aż na kark. Szyja zapiekła ją niemiłosiernie i miała ochotę krzyczeć z bólu, ale wiedziała, że to zbyt niebezpieczne, dlatego udało jej się powstrzymać. Złapała się rękoma za kark, ale nic to nie pomagało. Upadła na plecy tuż obok martwego ciała, starając się znieść jakoś palące uczucie, przez które zamazywał jej się obraz przed oczami. Miała tylko nadzieję, że nikt teraz nie zacznie szukać dziewczynki. Była w tym momencie bezbronna jak dziecko.
Po kilku minutach ból zaczął ustępować i gdy tylko była w stanie się podnieść, zrobiła to. Przez chwilę przyglądała się swojej ofierze. Co to było? Czy ta mała zdążyła użyć swojej magii przed śmiercią? Jak to możliwe? I co właściwie jej zrobiła? Te pytania cały czas chodziły jej po głowie.
Potem chwyciła jeszcze jej rękę i sprawdziła puls. Musiała być pewna i kiedy nic nie wyczuła, uznała zadanie za wykonane.
Zostawiła trupa pośród krzewów i odeszła kawałek, jeszcze uważając na to po czym szła. Potem jednak zaczęła biec, chcąc jak najszybciej oddalić się z miejsca morderstwa. Wiedziała, że w każdej chwili przyjaciele jej ofiary mogą zacząć jej szukać. Co więcej, mogą zobaczyć ją, a to byłoby niewskazane. Nikt z żywych, z pewnymi wyjątkami, nie powinien znać jej twarzy, gdy była tak blisko miejsca zabójstwa. Takie wpojono jej zasady i usiłowała się ich trzymać.
Nie myliła się, bo po kilkunastu minutach w lesie dało się słyszeć głośne nawoływania. Lecz była już wtedy dostatecznie daleko, by móc zwolnić tempo i spokojnie wtopić się w życie normalnych ludzi.
Piątka przyjaciół poszukiwała dziewczynki w pocie czoła już od dobrych dwudziestu minut. Nie mieli pojęcia gdzie mogła pójść bez nich, nie zbudziwszy wcześniej choćby Carli. Martwili się, że coś mogło jej się stać. Może ktoś ją porwał? Może zabłądziła i skręciła nogę, a teraz nie może się ruszyć?
- Wendy! Wendy! Wendy! - krzyczał chłopak, krążąc po lesie w tę i z powrotem. -Wendy!
- Wendy! - wołała przerażona kotka. Nie miała pojęcia kiedy dziewczyna zdołała się wymknąć niepostrzeżenie. - Wyjdź! Gdzie jesteś?
- Może poszła siusiu? - zapytał kocur ze łzami w oczach. Carla nie skomentowała tego. Była zajęta wypatrywaniem przyjaciółki w ciemności.
- Znajdziemy ją na pewno - Lucy próbowała pocieszyć wszystkich, ale tak naprawdę słowa te, nie pocieszały nawet jej samej.
Ale Lucy miała rację, bo niedługo potem znaleźli Wendy. Lecz gdyby wiedzieli w jakim stanie ją ujrzą, być może woleliby, by pozostała zaginioną. Ich droga Wendy była martwa, a oni nie mieli pojęcia co tutaj się stało ani kto mógł to zrobić. Przysięgli sobie jednak, że znajdą zabójcę i sami, gołymi rękami, wymierzą mu sprawiedliwość.
~~~~***~~~~
Początek za mną. Jakoś nie przepadam za pisaniem prologów, ale pomyślałam, że tutaj będzie pasował :)
Dobry wieczór. :3
OdpowiedzUsuńPostanowiłam skomentować Ci posta, jako (z tego co widzę) pierwsza osoba na tym blogu. Czuję się zaszczycona tym wyróżnieniem (no chyba, że w momencie publikacji komentarza, ktoś inny zdąży mnie wyprzedzić).
Ja sama także nie lubię pisać prologów, bo początki są najgorsze i najtrudniejsze, a niekiedy sama czynność polegająca na tym aby przemóc się do ich napisania, potrafi zająć naprawdę dużo czasu. Masz... nietypowy styl. Wśród autorów wszelakich fanfików i opowieści wymieniam zwykle dwa typy: pierwszy to Ci, którzy piszą stylem idealnym, bez żadnej skazy, zdanie płynnie po zdaniu, niczym jednostajna melodia, zaś drudzi to Ci, którzy piszą stylem typowym dla średniej beletrystyki. Niby składnia zdania jakoś funkcjonuje, niby są jakieś powtórzenia, ale czyta się to naprawdę dobrze, a klimat całości zdaje się podtrzymywać misterną konstrukcję. Zdecydowanie należysz do drugiej, wymienionej przeze mnie grupy. XD
By the way, imię Hoshi jest mi bardzo bliskie, używałam niegdyś w pewnej grze tego nicku i jakoś tak ciepło mi się zrobiło na serduszku jak go ujrzałam w tym prologu. *.* Zastanawia mnie, dlaczego po zabiciu tej dziewczynki naszą bohaterkę dopadła ta klątwa. I kim jest ten dziwny przyjaciel?
....ok, doszłam do końca. Ta dziewczyna to Wendy?! Serio? O Boże, nie no, pewnie normalnie w FairyTail Wendy nie dałaby się zabić ot tak. XD Ale przypuścmy, że w świecie fanfików wszystko jest możliwe. Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałam się ujrzeć kogoś z ft już w prologu (a nawet i zapomniałam o istnieniu ft, tak mnie przejęła ta klątwa i sytuacja w lesie XD), ale wszelkiego rodzaju niespodzianki są jak najbardziej na tak!
W każdym razie masz ode mnie doping i trzymam kciuki za szybkie pojawienie się pierwszego rozdziału!
Pozdrawiam cieplutko i dobranoc! C:
:D zaczyna się na prawdę ciekawie :D
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co będzie dalej!
Życzę dużo weny i czekam na kolejny rozdział :p
Początkowa klątwa zapowiada się ciekawie, wiele się wyjaśniło w drugiej części, gdy Wendy została zamordowana i tu mnie kompletnie zmiotłaś! Nie spodziewałam się śmierci już w prologu! Fakt, chyba trochę za łatwo to poszło, bo w końcu była tam dwójka Smoczych Zabójców a Natsu ma przecież słuch jak ryś, no ale spał. Dobra.
OdpowiedzUsuńCzy Hoshi nie znaczy "gwiazda"?
Jestem ciekawa, co wyjdzie z tej klątwy i jakie będzie to powiązanie bohaterki z FT. Ale dlaczego ona zamordowała małą?
Pojawię się tutaj na rozdział pierwszy!
Pozdrawiam i weny! :D
Hejo!
OdpowiedzUsuńDawno nie kontaktowałam z światem i proszę bardzo! Ciekawy blog przewinął się przez moje palce.
Lubię mordy lubię bitwy i krwawe dramaty, więc z tym trafiłaś w mój gust.
Szablon ciekawy i bardzo skromny. W dodatku w moich ulubionych kolorach :)
Wendy umarła - nie spodziewałam się . Punkt dla ciebie
Śmierć już w prologu. Kolejny punkcik dla ciebie.
Jestem strasznie ciekawa o co chodzi z tą klątwą i dlaczego nasza "gwiazdeczka" zamordowała małą.
Pozdrawiam, weny i buziaków jak z tą do Ciechocinka
Życzy
Rise~~
A to ciekawe :)
OdpowiedzUsuńW sumie cieszę się, że Wendy została zabita. Nie przepadam specjalnie za tą postacią więc radocha jest jeszcze większa he he :) Dla mnie tot taka ''zbędna'' postać w Fairy Tail. W tym wypadku bardziej polubiłam samą morderczynie niż Wendy :)
Na początku, gdy tylko przeczytałam, pomyślałam, że nie... nie podoba mi się, później natomiast cholernie mnie zaskoczyłaś. Uważam, że rozdział zapowiada cholernie dobre opowiadanie, którego o dziwo nie widzę, bo tylko jest problem. Nie wiem... Może masz matury, ale z największą chęcią będę oczekiwać kontynuacji, bo jest w tym prologu sporo tajemnic, które chcę rozwiązać i DLACZEGO ZABIŁAŚ WENDY!? Ale tak się domyśliłam w tej drugiej części, że to o nią chodzi. Może ktoś nie chce, by istniał "smok", który leczy? Nie wiem, ale czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ola Ri
A! I jeszcze bym zapomniała. Szkoda, ze nie można edytować...
UsuńBardzo dobrze piszesz. W sensie takim, że robisz bardzo dobre, ciekawe i wciągające opisy, które czyta się w mgnieniu oka. Jakiś wyraźnych błędów też nie zauważyłam, więc świetna robota!